Dętki Slime i El Kapitano

2016-12-06
Dętki Slime i El Kapitano

Systemy bezdętkowe podbiły serca kolarzy górskich i nie ma w tym nic dziwnego. Jazda bez dętki pozwala na pozbycie się problemu jej rozcięcia dętki podczas dobicia obręczy i na samoczynne łatanie mniejszych dziur. Kolejną zaletą jest zwiększenie przyczepności poprzez obniżenia ciśnienia w oponach, co z kolei przekłada się na zmniejszenie oporów toczenia oraz mniejszą masę rotującą. Żeby nie było tak różowo, to rozwiązania bezdętkowe nie są pozbawione wad. Do jazdy bez dętek potrzebne są specjalne obręcze i opony (ewentualnie możemy pokusić się o przeróbkę na tzw. system ghetto tubeless). Ponadto, zestawy bezdętkowe nie gwarantują 100% pewności, że nie złapiemy przysłowiowego kapcia, gdyż przy zbyt niskim ciśnieniu powietrza w oponach istnieje ryzyko ich rozszczelnienia i ogólna zabawa z mleczkiem i jego uzupełnianiem. Rachunek zysków i strat jest jednak korzystniejszy dla rozwiązań bezdętkowych i stąd wynika ich sukces.

Jeżeli jednak nie mamy odpowiednich obręczy i opon, a przeróbka we własnym zakresie na system ghetto tubeless nas nie interesuje i nie chcemy się bawić z mleczkiem, a przy okazji mamy zamiar zmniejszyć ryzyko złapania gumy, to możemy zalać zawczasu dętki uszczelniaczem lub skorzystać z dętek już zalanych. Wczesnym latem trafiły do mnie dętki Slime i w ciągu ostatnich kilku miesięcy miałem możliwość na własnej skórze przetestować to rozwiązanie.
Dętki Slime dostępne są w szerokim spektrum rozmiarów i szerokości począwszy od rozmiarów MTB (26, 27.5 i 29 cali), po wersje dziecięce (16, 20 i 24 cale), szosowe i miejskie. Ja korzystałem z wersji przeznaczonej do 29-calowych obręczy MTB. Decydując się na wybór dętek z uszczelniaczem, nie możemy liczyć na większość zalet rozwiązań bezdętkowych, bo nie pozbędziemy się ryzyka rozcięcia dętki podczas dobicia. Nie ma też mowy o podobnym obniżeniu ciśnienia w oponie i nie mamy co liczyć na obniżenie masy rotującej. Jak sama nazwa wskazuje, dętki z uszczelniaczem wewnątrz są cięższe niż zwykłe dętki. Różnica jest wyczuwalna już w rękach. Testowa dętka Slime w rozmiarze 29”x1.85-2.20” z zaworem Presta charakteryzuje się masą 376 gramów. Dla porównania dętka w rozmiarze 29”x1.7-2.5” jest lżejsza o 150 g. Dosyć cyferek, przejdźmy do najważniejszego.
Pierwsze rozczarowanie przyszło całkiem szybko, bo już po kilku dniach jazdy. Wybrałem się na krótki, bo raptem godzinny trening, który obejmował objazd trasy kartuskiego crosstriathlonu. Trening dosłownie za miedzą, dętki z uszczelniaczem założone, a w zapasie jeszcze kolejna, więc nic nie było mi straszne. Pierwszy przejazd po trasie triathlonu, techniczny zjazd, dobicie przedniego koła i Slime przegrywa 0:1. Nic to, w końcu miałem zapas. Szybka zmiana, podczas której wyklinałem cieknące mi po rękach i brudzące obręcz i oponę zielonkawe mleczko wydostające się z dętki. Na szczęście łatwo można je zmyć wodą. Druga pętla, ten sam zjazd, znowu dobijam przednie koło i mamy wynik 0:2. No, nie… Liczę do dziesięciu i już po uspokojeniu się rozpoczynam 6-kilometrowy marsz powrotny. Po dotarciu do domu znowu przeklinam pod niebiosa zieloną maź cieknącą mi po rękach. Po dokładniejszym zastanowieniu się doszedłem jednak do wniosku, że większym problemem był brak przedniego amortyzatora w połączeniu ze zbyt dużą ilością gruzu na tym technicznym zjeździe i moimi brakami w technice niż dętka sama w sobie.

Niezrażony tymi doświadczeniami przełożyłem trzecią dętkę Slime z tylnego koła do przedniego, a na tył trafiła zwykła dętka. Od tego pechowego dnia przejechałem na rowerze MTB w takiej konfiguracji ogumienia dokładnie 883 kilometry, po czym dokonałem przeglądu dętki Slime i opony, w której się znajdowała. Tym, co od razu zwróciło moją uwagę, były trzy miejsca na dętce (a tym samym oponie), na których widoczny był zielony uszczelniacz. Oznacza to, że trzykrotnie podczas owych 883 kilometrów przebiłem dętkę, ale o tym nie wiedziałem. Najprawdopodobniej wiązał się z tym spadek ciśnienia w oponie, ale przy wyrobionym nawyku kontroli ciśnienia i dopompowywania kół niemal przed każdym treningiem nawet tego nie zauważyłem. Było to miłe zaskoczenie po opisanym lipcowym rozczarowaniu.

Tym na co warto jeszcze zwrócić uwagę jest „żywotność” uszczelniacza. Podczas, gdy uszczelniacze większości producentów ulegają wulkanizacji i w przypadku systemów bezdętkowych musimy je uzupełniać nie rzadziej niż co 6 miesięcy, to uszczelniacz w dętkach Slime zachowuje swoje właściwości i objętość przez okres dwóch lat od daty produkcji. Warto dodać, że według producenta uszczelniacz jest w stanie zakleić otwór w dętce o średnicy do 3 milimetrów.
No i pozostaje jeszcze kwestia ceny. Testowane przeze mnie dętki kosztują 45 złotych za sztukę. Cena zależy od rozmiaru, masy i rodzaju zaworu, a wybrany przeze mnie wariant był jednym z droższych. Biorąc pod uwagę ochronę antyprzebiciową uważam, że cena jest do „przełknięcia”.
Wziąwszy pod uwagę moje przygody z dętkami Slime i rozważania teoretyczne stwierdzam, że nie jest to rozwiązanie idealne, ale nie jest też pozbawione zalet. Kolarzom górskim nawet nie proponuję tej opcji, ponieważ systemy bezdętkowe są o niebo lepsze. Szosowcy z kolei mają w zdecydowanej większości fioła na punkcie minimalizacji masy roweru, ale dla czasowców i triathlonistów przy płaskich trasach masa nie ma aż tak dużego znaczenia, a więcej czasu mogą stracić na zmianie dętki niż na rozpędzaniu owych dodatkowych gramów. Osobami, dla których dętki Slime będą szczególnie przydatne, są rowerzyści „miejscy” i wszyscy używający rowerów jako środka lokomocji do pracy czy szkoły. Poza tym, dętki z uszczelniaczem wydają się być dobrym rozwiązaniem do zimowych rowerów treningowych, kiedy masa nie ma już takiego znaczenia, a ważniejsze jest minimalizowanie prawdopodobieństwa „flaka”. Nie oznacza to jednak, że możemy zapomnieć o wożeniu ze sobą zapasowej dętki. No, chyba, że lubimy spacerować z rowerem.

Autor: Emil Wydarty
Blog: El Kapitano
Facebook: El Kapitano
Zdjęcia: Emil Wydarty

Pokaż więcej wpisów z Grudzień 2016
pixel